LISTY DO M. 5
Reżyseria: Łukasz Jaworski
Scenariusz: Marcin Baczyński, Mariusz Kuczewski
Produkcja: Polska
Obsada:
- Tomasz Karolak – Melchior „Mel Gibson”
- Piotr Adamczyk – Szczepan Lisiecki
- Agnieszka Dygant – Karina Lisiecka
- Wojciech Malajkat – Wojciech
- Janusz Chabior – Lucek
- Maria Dębska – Majka
- Aleksandra Popławska – Anna
- Mateusz Banasiuk – Przemek
- Bartłomiej Kotschedoff – Damian
- Marianna Zydek – Lena
- Jan Peszek – wuj Maurycy
- Kosma Press – Pawełek
"Listy do M." powracają z 5. częścią wigilijnej opowieści. W kolejnej odsłonie zobaczymy świąteczne perypetie ulubionych bohaterów. Z czym zmierzą się tym razem?
Melowi jak zwykle nic nie wychodzi. Zbieg okoliczności sprawia, że staje się bohaterem mimo woli, a jego nie zawsze kryształowy charakter znowu zostaje wystawiony na próbę. Wojciech, który nie czuje wszechobecnej radosnej atmosfery, spotyka na swojej drodze kogoś, kto zmienia jego świąteczne plany. Z kolei Karina i Szczepan uwikłają się w walkę o spadek, który może poróżnić nawet najbliższych. Przekonają się czy z rodziną rzeczywiście dobrze wychodzi się tylko na zdjęciach. To oczywiście nie wszystko! W tej części pojawią się też nowi bohaterowie i ich zaskakujące historie.
"Listy do M. 5" skupią się na uniwersalnych wartościach, takich jak miłość, bliskość czy życzliwość, które obecnie są najistotniejsze.
Faktycznie, "Listy do M. 5" mają wszystko, za co są i krytykowane, i uwielbiane: mało wiarygodne wątki fabularne, katalog opatrzonych aktorów, obsadzone w rolach drugoplanowych "urocze" dzieciaki oraz bajkowe warszawskie plenery, współgrające z królującą na ekranie bożonarodzeniową tandetą. Świąteczne piosenki, kupowanie prezentów, iluminacje na Starym Mieście i facet (a nawet kilku) w stroju Świętego Mikołaja, jest nawet zespół mariachi wykonujący "Feliz Navidad". Niby nie zabrakło tu żadnej z nieodłącznych składowych świątecznego kiczu, ale osobiście nie czuję się urażona. To film o świętach Bożego Narodzenia, a wydaje się, że komercjalizowanie Świąt (i nie ma co się kłócić, już sam fakt, że film, którego akcja rozgrywa się w Wigilię, ma swoją premierę na początku listopada, świadczy o jej istnieniu) jest tu nieco mniejsze niż na ulicach. Nawet śniegu jest nieco mniej. I w tle nie słychać "Last Christmas"…
Tak jak w poprzednich częściach serii dostajemy tu kilka rozgrywających się równolegle wątków fabularnych. Choć żaden z nich nie stanowi ścisłej kontynuacji wydarzeń z "Listów do M." 1 – 4, to oczywiście pojawiają się znani z poprzednich części bohaterowie. Są Wojciech Malajkat w roli poczciwego, ale trochę nieporadnego Wojciecha i Janusz Chabior jako Lucek, cwaniak o wielkim sercu. Powraca też duet Agnieszki Dygant i Piotra Adamczyka w rolach cynicznej Kariny i anielsko cierpliwego Szczepana oraz Tomasz Karolak jako Melchior, etatowy Święty Mikołaj. Ale pojawiają się również nowe – przynajmniej w tym cyklu – twarze: Aleksandra Popławska jako Anna, "pani z telewizji", i Jan Peszek jako Maurycy, wuj Kariny. Swój wątek dostali też Maria Dębska i Mateusz Banasiuk w rolach Majki i Przemka, spotykającej się po latach pary najlepszych przyjaciół.
Jak nakazują reguły gatunku, wątki sentymentalne przeplatają się z romantycznymi i komediowymi. Co ciekawe, te ostatnie rzeczywiście bawią. Sceny Dygant i Adamczyka, choć w większości oparte na prostych żartach, można by rozwinąć w oddzielny serial. Zestawienie chłodnej, niechętnej do spotkań przy rodzinnym stole Kariny z uczuciowym Szczepanem, który wspólnie z córką przygotowuje choinkę – drzewo genealogiczne i walczy o to, "żeby całą rodzinę zebrać, na jednym drzewku powiesić", daje niezły, komiczny efekt. Zawdzięczamy to z pewnością wspaniałej dynamice między tą dwójką aktorów, ale również naprawdę dobrym dialogom. Podobnie jest w przypadku scen Tomasza Karolaka i Aleksandry Popławskiej. Humor bierze się tu z kontrastów i nieskomplikowanych żartów. Choć fabuła jest równoważona przez poważniejsze, "skłaniające do świątecznej zadumy" wątki, to warto odnotować, że nie jest nachalnie sentymentalna. Dość zaskakujące jest dla przykładu to, że jedna z przedstawionych historii ma mroczniejszy nastrój. Wuj Kariny, Maurycy (Jan Peszek), zostaje przez nią przedstawiony jako czarny charakter, a kiedy cała rodzina zjeżdża się w Wigilię do jego "strasznego dworu", z offu słyszymy ponurą muzykę, a Karina rozpoczyna śledztwo w sprawie skradzionego naszyjnika, "Listy do M. 5" niespodziewanie stają się komedią kryminalną.
Pomimo fabularnej różnorodności trudno przejść do porządku dziennego nad rozbieżnością "oficjalnego" statusu społecznego bohaterów oraz ich stylu życia. Wszyscy wydają się dobrze sytuowani, mają piękne, duże mieszkania w centrum Warszawy lub domy z ogródkiem. W salonie niezbyt zamożnego Lucka, czyli Świętego Mikołaja, na PRL-owskiej meblościance wisi ogromny telewizor, a dzieci z patologicznych rodzin i bezdomni na ulicach wyglądają jak po wizycie w salonie kosmetycznym. Co prawda "Listy do M. 5" mają być po prostu zabawną i wzruszającą, bożonarodzeniową kartką z kalendarza, ale po co w takim razie zaangażowana dziennikarka Anna (Aleksandra Popławska), narzeka, że nikt nie chce oglądać prawdziwego życia, ludzi ubogich i chorych?
Choć "Listom do M. 5" nie brakuje fabularnych niedociągnięć i niedokończonych wątków, nie ma na co narzekać. Jest świątecznie, refleksyjnie i – o dziwo! – naprawdę zabawnie. Bez objawień i zaskoczeń – ani pod względem realizacyjnym, ani jeśli chodzi o treść. Podejrzewam jednak, że ambicje twórców i oczekiwania widzów zgrywają się idealnie. Największym obciążeniem filmu jest oczywiście fakt, że to już piąta część serii. Z drugiej strony, czy mamy jakąś alternatywę? Polska nie stoi raczej bożonarodzeniowym kinem, więc obstawiam, że kilka bombek jeszcze na tej choince zawiśnie.
Ocena filmu; 6/10
Podziwiam tych, którym chce się to ogladać.
OdpowiedzUsuń😊
Usuń
OdpowiedzUsuńŚwiąteczna komedia z błędami, ale bawi i wzrusza.
Zgadzam się z tym.
Usuń