Wymarzony dom Anne (tom 5) - Lucy Maud Montgomery, Anna Bańkowska

 


Po latach Anne Shirley w końcu poślubia swojego ukochanego, doktora Gilberta Blythe’a. Państwo młodzi nie byliby sobą, gdyby nie znaleźli urokliwego miejsca, w którym mogliby rozpocząć wspólne życie! Przeprowadzają się nad zatokę Four Winds, gdzie Gilbert przejmuje praktykę lekarską po wuju, i zamieszkują w wymarzonym domu. Z jego okien widać światło latarni, które o zmierzchu rozbłyska niczym najwspanialsza gwiazda. Latarnik, kapitan Jim, zna historię całej okolicy – także romantyczną przeszłość domu Blythe’ów – i spisuje ją w swoim dzienniku.
Anne szybko udaje się nawiązać przyjaźnie w nowym miejscu. Bardzo polubiła Leslie Moore – młodą sąsiadkę, która opiekuje się ciężko chorym mężem – ale czuje, że istnieje między nimi dystans. Czyżby dotknięta niejedną rodzinną tragedią Leslie zazdrościła Blythe’om ich idealnego życia? Czy naprawdę Anne musi sama doświadczyć nieszczęścia i straty, by kobiety się do siebie zbliżyły?

Jak przed laty – z niewiadomych przyczyn – nie mogłam ruszyć dalej niż do drugiego tomu, tak teraz idę jak burza – mam za sobą pięć części z serii o Anne Shirley i z wytęsknieniem wyglądać będę kolejnej ❤️ Nim jednak doczekam się chwili, w której trafi ona w moje ręce, postaram się podzielić z wami wrażeniami z lektury „Wymarzonego domu Anne”.

Historia opowiedziana na kartach powieści, choć początkowo rozpoczyna w naszym ukochanym Avonlea, szybko przenosi nas jednak nad zatokę Four Winds, gdzie świeżo poślubieni małżonkowie – Anne oraz Gilbert Blythe – pełni marzeń oraz nadziei na przyszłość wprowadzają się do swojego pierwszego, własnego domu. Od tej chwili będziemy świadkami początków ich wspólnego życia – dwojga młodych ludzi, którzy (choć nie każde z nich wiedziało o tym od pierwszej chwili) byli sobie od dawna przeznaczeni i do siebie należeli. Poza zupełnie nowym miejscem rozgrywających się wydarzeń, pojawiają się też całkiem nowi bohaterowie. W okolicznej latarni zamieszkuje latarnik – kapitan Jim, poczciwy człowiek będący urodzonym gawędziarzem mającym na podorędziu całą masę fascynujących opowieści czerpiących wiele z przeżytych przez niego najróżniejszych przygód, które sumiennie spisuje w swej księdze życia. Jest też panna Cornelia, która z niewiadomych przyczyn nienawidzi większości mężczyzn i która nadużywa powiedzonka: „Iście po męsku!”. Najlepiej oddają ją słowa, iż uosabia „(…) komedię, która zawsze czai się za rogiem życiowej tragedii”. I w końcu Leslie… niezwykle piękna, młoda kobieta, która w swoim życiu doświadczyła stanowczo zbyt wiele złego i bynajmniej nie zapowiada się, aby w przyszłości w jej życiu zawitać miały na powrót szczęśliwe chwile. Bijący od niej smutek oraz samotność przyciągają do niej Anne, która czuje, że osobowość dziewczyny skrywa w sobie niezmierzone bogactwo – dlatego też pragnie znaleźć sposób, aby móc się z nią zaprzyjaźnić. Choć każdy z tych z tych bohaterów jest inny – ma własną historię, marzenia i lęki, to jednak ma ogromny wpływ na młode małżeństwo (zwłaszcza Anne) oraz wywołuje szereg emocji podczas lektury. Nie podejrzewałam nawet, że staną się oni dla mnie tak bliscy i że tak mocno przeżywać będę losy każdego z nich.

W swoim wymarzonym domu Ania i Gilbert przeżywają wiele cudownych chwil ale zdarzają im się również te smutne. Największym ich dramatem jest śmierć nowo narodzonej córeczki Joy. Oboje bardzo to przeżywają. Po jakimś czasie na świat przychodzi jednak ich synek Jakub Mateusz, który imiona zawdzięcza opiekunowi Ani oraz kapitanowi Jimowi. Zatoka Czterech Wiatrów to więc miejsce dla Ani niezwykłe. Przeżywa tu wiele cudownych chwil, pierwsze Boże Narodzenie z okazji którego do Glen przyjeżdżają wszyscy jej bliscy z Avonlea. Są też i smutne chwile ale na szczęście młodzi zawsze mogą na siebie liczyć, wspierają się i kochają. Ania po tych doświadczeniach odrobinę się zmienia ale nadal pozostaje ciepłą, uśmiechniętą i lubiącą marzyć młodą kobietą.

Ta część serii jest zupełnie inna od swych poprzedniczek – i nie, nie chodzi tu jedynie o fakt, iż opowiedziane na jej kartach wydarzenia rozgrywają się w obcym miejscu oraz otoczeniu zupełnie nowych ludzi, a sama Anne jest już zupełnie dorosła i rozpoczęła nowy etap w swoim życiu – żony oraz pani doktorowej. Tym, co odróżnia tę część od poprzednich, jest ładunek emocjonalny, który z sobą niesie. Dotąd Anne (nie licząc oczywiście jej trudnego dzieciństwa, nim trafiła do domu Cuthbertów) przeżywała raczej szczęśliwe chwile. Tym razem jednak doświadcza o wiele więcej bólu i cierpienia, zarówno swojego własnego jak i tego, bijącego od osób z jej najbliższego otoczenia. Co nie oznacza rzecz jasna, że nie będzie o wiele szczęśliwszych i radośniejszych chwil! Będą, a jakże! Ta część funduje czytelnikowi prawdziwy rollercoaster emocji! 

Mam nadzieję, że wydawnictwo Marginesy nie każe czytelnikom czekać zbyt długo na kolejny tom z serii o Anne Shirley, bo po skończonej lekturze „Wymarzonego domu Anne” naprawdę nie wiem, jak długo dam radę wytrzymać bez moich ukochanych bohaterów.



Ocena książki: 10/10

Komentarze

  1. Moja przygoda z Anią zakończyła się po przeczytaniu "Ani z Zielonego Wzgórza" w bardzo młodych latach. Nie powiem, że mi się nie podobała. Wręcz przeciwnie, uważam, że to dobra, wartościowa literatura. Ale potem moje zainteresowania czytelnicze poszły w innych kierunkach i na Anię szkoda mi już było czasu. Nie dziwi mnie jednak, że kolejne tomy z tego cyklu mają swoich wiernych fanów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda trochę, że pana zainteresowanie Anią oklapło. Przekłady Anny Bańkowskiej wydają się lepsze podczas czytania, a jeden tom kosztuje 30 zł w księgarni. Może jednak się pan skusi? Jak skończą się panu bilety do teatrów to może pan kupić za część emerytury książki o "Anne". Naprawdę są warte swojej ceny. Za jakiś czas wrócę do tomów Anne, ale będę je czytała na przemian z oryginałami z biblioteki publicznej. Mam nadzieję, że potwierdzi się moja opinia, że te nowe przekłady są o wiele przyjemniejsze.

      Usuń

Prześlij komentarz