Dziennik Rowleya. Teraz Rowley. Ahoj, przygodo! (Tom 2) - Jeff Kinney
Rowley Jefferson, najlepszy przyjaciel Grega Heffleya, zaczyna pisać swoją pierwszą książkę. Na maksa przygodową! Znajdziecie tu WSZYSTKO: i złego czarownika, i piękną elfkę, i nieszczęśliwego wampira, i magiczną dłoń, i ducha dziadka, i maga z jednym okiem, i nieokrzesanego barbarzyńcę, i Małą Syrenkę, a nawet pół człowieka, pół krowę o imieniu Stefan… Trzymacie się mocno? Bo to dopiero początek!
Seria zaczyna się od pomysłu Rowleya. Pewnego dnia chłopak wpada na pomysł pisania pamiętnika. Planuje utrwalić w nim swoją codzienność oraz bliskich. Greg jest wkurzony tym pomysłem, bo uważa, że tylko on ma prawo prowadzić dziennik. Po przemyśleniu zmienia zdanie i zatrudnia Rowleya do pisania jego biografii, aby czytelnicy mogli poznać jego niezwykłe czyny, gdy zostanie sławny i bogaty (dwie manie Grega).
Po „Dzienniku Rowleya. Zapiskach chłopca o złotym sercu” w drugim tomie wchodzimy w nieco inny klimat. Mamy tu znanych nam bohaterów i tworzoną przez Rowleya opowieść. Tym razem jest to fantastyczny miks, a wszystko przez to, że nasz bohater zapragnął słuchać własne książki do poduszki. Rowley jest dobrym synem. W jego rodzinie panują ciepłe więzi, a rodzice nadal czytują mu do poduszki. Mimo, że jest nastolatkiem (o plusach czytania nastolatkom pisałam) nie wstydzi się tego. Za to postanawia wykorzystać ten fakt do stworzenia niezwykłej opowieści o przygodach dzielnego chłopca. Książka pewnie byłaby spokojna, opowiadająca o uczynności i dobru bohatera, ale do akcji wkracza Greg, a wiadomo, że jego pomysły dalekie są od tych, które mile widzieliby rodzice u swoich dzieci. W nasze ręce trafia zabawna i pomysłowa opowieść o przygodach Rolanda żyjącego za siedmioma górami i siedmioma lasami w czasach, kiedy dzieci jeszcze nie chodziły do szkoły tylko pracowały w polu z rodzicami. Chłopak nigdy nie wyszedł poza swoją wieś. Do tego jest grzeczny. Na prośbę rodziców ciągle ćwiczy grę na flecie. Skrycie marzy o wielkiej przygodzie. Pewnego dnia odkrywa, że przygoda jest bliżej niż by tego chciał, ponieważ musi ruszyć, aby ratować mamę przed złym czarownikiem. Po drodze spotka zwyczajnych ludzi, ale będą też postacie z baśni i książek fantastycznych: czarownik, elfka, wampir, duch dziadka, Mała Syrenka, człowieko-krowa Stefan, barbarzyńca, mag z jednym okiem, a nawet Meduza. Jak to wszystko się skończy? Zaskakująco. Do tego bardzo świątecznie, więc będzie to też świetna publikacja wprowadzająca młodzież w świąteczny klimat.
Rowley w swojej opowieści daje się ponieść fantazji. Do tego tekst wymyślonej historii przeplatają uwagi Grega, co sprawia, że widzimy zderzenie dwóch światów wartości i odmiennych charakterów. Dostrzeżemy, że Rowley korzysta z tych rad przyjaciela, które uznaje za dobre, a złe odrzuca. Po raz kolejny przekonujemy się, że w pisaniu Rowleya najważniejszą rolę odgrywa wyobraźnia. Zwariowane przygody Grega były pełne przyziemnego wpadania w tarapaty. Im lepiej chciał tym gorzej wszystko mu wychodziło. W opowieści jego przyjaciela jest inaczej: im więcej los zsyła zaskakujących wydarzeń tym bardziej stworzony przez niego Roland może wykazać się niezwykłością i wychodzeniem z tarapatów. Do tego wchodzimy w świat, w którym wyobraźnia nie ma ograniczeń, pomieszania motywów z różnych gatunków literackich. Rowley swobodnie czerpie z baśni, horroru, mitów, a nawet powieści detektywistycznych (spotykamy samego Sherlocka Holmesa). A wszystko to w bardzo zakorzenionych w realiach, które choć dziwaczne i niby odległe czasowo to tak naprawdę bliskie są czytelnikowi.
W tomie „Teraz Rowley. Ahoj, przygoda!” nie brakuje motywów świątecznych. Młody autor fantastycznej opowieści jest dobrym synem, a do tego jeszcze bardzo sentymentalnym i bohaterzy muszą spotkać świętego Mikołaja. Ten motyw pozwala na delikatne przemycenie młodzieży klimatu świąt, a to sprawiło, że postanowiłam przypomnieć Wam dwa tomy „Dziennika Cwaniaczka” zabierające czytelników właśnie w „świąteczne i zimowe klimaty”: „No to lecimy” i „Jak po lodzie”. Oczywiście żadna z tych części przygód Grega nie będzie „pachniała choinką”, ale zimy w nich nie zabraknie. No, może nie do końca, bo pierwsza zabierze nas na święta w… tropiki, a przecież nie ma nic mniej kojarzącego się nam z Bożym Narodzeniem jak urlop pod palmami. Za to możemy być pewni, że bohaterzy dostarczą nam sporej dawki śmiechu i świetnej rozrywki, ponieważ nie ma nic bardziej niebezpiecznego od podróży w wykonaniu rodziny Heffleyów.
Ocena książki: 10/10
Trochę mi to wygląda na pomieszanie z poplątaniem czyli za dużo wszystkiego naraz. Ale może się mylę?
OdpowiedzUsuńRaczej się pan myli. Może dlatego, że nie przepada pan za tego typu historyjkami ;)
UsuńNie przepadam właśnie dlatego, że są takie, jak napisałem. Nawet w baśniach potrzebny jest jakiś umiar 🙂
OdpowiedzUsuń😏
Usuń