Aktor musi grać, by żyć - Artur Barciś, Kamila Drecka

 

Niemal wszyscy znają go z serialu Ranczo, gdzie brawurowo zagrał Czerepacha, bezwzględnego doradcę wójta. Nieco starsi zapamiętali płochliwego „inżyniera instalacji podziemnych”, Tadeusza Norka, trzymanego krótko przez żonę Danutę, w którego wcielał się w Miodowych latach, oraz jego role w cyklu Dekalog Krzysztofa Kieślowskiego.

Tylko nieliczni wiedzą, jakim jest człowiekiem, gdy zmywa charakteryzację. Kim zatem jest Artur Barciś? To nie tylko utalentowany aktor i reżyser, szczęśliwy i spełniony człowiek: mąż ukochanej żony Beby, wspaniały ojciec i dziadek. To niezwykła osobowość – człowiek wielu zalet i talentów. Kiedy życie go do tego zmuszało, pasł krowy, dziergał oryginalne swetry, chodził na szesnastocentymetrowych szpilkach, zdzierał azbest z wież World Trade Center. Jako jeden z pierwszych aktorów w Polsce założył własną stronę internetową barcis.pl, by być w kontakcie z fanami. W czasie pandemii zamieszczał na YouTubie swoje wiersze ostrzegające przed COVID-19.

Ze szczerej i fascynującej rozmowy z Kamilą Drecką dowiesz o nim znacznie więcej.

„Aktor musi grać, by żyć” to rozmowa Kamili Dreckiej z Arturem Barcisiem. Niesamowicie szczera, do bólu.

Artur Barciś pochodzi z prowincji, właściwie ze wsi Kokawa. Prowincja charakteryzuje się jakimś rodzajem niedokształcenia, gorszego poziomu. Dlatego chciał z niej uciec i zrobił to. Nie ukrywa, że całe życie boryka się z kompleksami. Choć trudno w to uwierzyć. Mówi o swoim pochodzeniu szczerze i przekonująco. Również o swojej rodzinie. Zarówno o matce, jeszcze żyjącej jak i ojcu i bracie, którzy już umarli. Trochę kokietuje, a może nie, mówiąc o swoim wyglądzie. Świadomy niedostatków urody. Jego marzeniem było zostać aktorem. Brał pod uwagę, że może nie dostać się na studia za pierwszym podejściem. Zdawał więc jednocześnie na wydział polonistyki. Pewny, że jeśli nie przyjmą go do szkoły filmowej będzie próbował za rok kolejny raz. Miał świadomość, że może być aktorem charakterystycznym. W tym widział szansę uprawiania tego zawodu. Po ukończeniu łódzkiej szkoły filmowej trafił do Teatru na Targówku. Zrezygnował z etatu by zagrać w filmie „Odlot” Janusza Dymka. Jak sam mówi, Teatr na Targówku był tylko pewnym etapem. Jego celem była Warszawa. Gdy dostał propozycję od samego Hanuszkiewicza, wówczas dyrektora Teatru Narodowego, zagrania Jankiela w „Panu Tadeuszu” myślał, że złapał pana Boga za nogi. Teatr Narodowy, marzenie każdego aktora. Już na pierwszej próbie koncertu Jankiela poczuł, jakby unosił się nad ziemią. Dzięki roli okaleczonego chłopca, Wasylka w „Znachorze” Jerzego Hoffmana stał się rozpoznawalny. W filmie „Ostatni prom” Waldemara Krzystka, którego akcja toczy się 12 grudnia, ostatniego dnia przed stanem wojennym zagrał jedną z głównych ról. Stan wojenny był trudnym czasem dla która. Wielu ról nie chciał przyjmować. A przecież „aktor musi grać, by żyć”. To słowa jednej z najważniejszych piosenek aktora, które śpiewa w recitalu. Mimo to nie rozumiał kolegów, którzy mimo wszystko występowali w telewizji. Sam wówczas dopiero co został zauważony, jednak nie chciał być kolaborantem. Potrafił robić na drutach. W stanie wojennym nie miał za co żyć. Dorabiał więc dziergając swetry. Kupował na bazarze stare w różnych kolorach, prał je i wycinał z nich różne kawałki. Szył tuniki dzielone czarną tasiemką inspirując się obrazami Mondriana. Artur Barciś uważa, że zawód aktora jest dla silnych i odpornych. Od czasów liceum marzył by zagrać Papkina w „Zemście”. Długo czekał na tę rolę. Była trudniejsza niż mu się wydawało. Przekonany jednak, że zagrał ją właściwie. Nawet Krystyna Janda, autorytet dla aktora oceniło jego grę jako rewelacyjną. Tymczasem po premierze ukazała się recenzja jednego z dziennikarzy mówiąca, że to najgorszy Papkin, jakiego widział w życiu. Na szczęście były też pochlebne opinie. Pod koniec pobytu w Teatrze Narodowym aktor dostał propozycję zagrania u Krzysztofa Kieślowskiego. To, że reżyser się zainteresował jego osobą to właściwie przypadek. Ciekawy zresztą, losowy.

Książka „Aktor musi grać, by żyć” jest nie dość, że szczerą i ciekawą rozmową aktora z dziennikarką to również zabawną. Choć przysłuchując się jej uświadamiamy sobie, że Artur Barciś to nie tylko Czerepach z „Rancza”. Norek z „Miodowych lat” czy pan z „Okienka Pankracego”. Te role są komediowe i tak charakterystyczne, że widzom zarówno starszym jak i młodszym Artur Barciś już zawsze będzie się z nimi kojarzył. Jednak to aktor wielu różnych ról. O ogromnym talencie. Jedna z ważniejszych w jego życiu to rola Claire w „Pokojówkach” Geneta w Teatrze Małym Teatru Narodowego. Przeistoczył się tam w kobietę. Zasadniczy wpływ na jego aktorską grę mieli tacy reżyserzy jak Hanuszkiewicz, Wojtyszko, Wajda, Kieślowski czy Marczewski u którego wystąpił w filmie „Ucieczka z kina Wolność”. Ciekawie wspomina pracę w Teatrze Ateneum. Był już aktorem, który zagrał u Kieślowskiego, ale w Ateneum nie miało to znaczenia. Dawano mu wręcz do zrozumienia, że to nie ważne. Artur Barciś to nie tylko aktor, ale i reżyser. Zawsze bardzo bliski był dla niego musical. Wyreżyserował więc spektakl „Trzy razy Piaf” zafascynowany tytułową artystką.

Aktor przyznaje, że zawsze dążył by być zauważonym, pochwalonym, skomplementowanym. Chciał być w centrum uwagi. Dlatego też wybrał taki zawód. Jako chłopiec czuł się gorszy od innych dzieci. Najważniejsza jest dla niego publiczność. Zdarzyło się, że wyszedł na scenę z gorączką trzydziestu dziewięciu stopni. Ma ogromny szacunek do widza, który przychodzi do teatru, podczas gdy w tym czasie mógłby robić tysiąc innych rzeczy. Od widzów dostaje energię. Kiedy śpiewa w swoim recitalu piosenkę „Aktor musi grać, by żyć”, to jest jego podziękowanie widzom, którzy zechcieli przyjść, oglądać go, spotkać się z nim. Bo dzięki nim uważa, że żyje.

„Aktor musi grać, by żyć” to nie tylko ciekawa rozmowa znanego i lubianego powszechnie aktora z cenioną dziennikarką słynąca z prowadzenia ambitnych cyklów telewizyjnych, autorką rozmów z aktorami. To przyjemność obcowania z teatrem, filmem, ze sceną. Rozmowa błyskotliwa niemal w każdym zdaniu. Zabawna, pełna humoru w stylu Artura Barcisia, aktora w większości komediowego.

Dzięki książce ujrzałam zupełnie inną osobowość tego aktora. Często zdarza się, że oceniamy naszych idoli na podstawie granych ról a jak się okazuje poza sceną są to zupełnie inne osoby. Nie miałam pojęcia ile w życiu przeszedł lubiany przeze mnie Norek. Z rozmowy dowiadujemy się o jego życiu prywatnym, o tym w jaki sposób wciela się w dane role, o tych które są dość trudne np. kiedy trzeba zagrać akt seksualny. Jak radzić sobie ze wstydem w trakcie scen miłosnych itd.

GORĄCO POLECAM!






Ocena książki: 10/10




Komentarze

  1. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się tylu różnych perypetii w życiu Barcisia. Wprawdzie nie należy on do moich ulubionych aktorów, ale uważam, że ma talent i jest profesjonalistą w swoim zawodzie. A z recenzji wynika, że także człowiekiem, który da się lubić

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz