Wyciskacz do łez - Agnieszka Tyszka

 

Marianna nie ma lekko... Jej tato nie żyje, a mama skupia się na robieniu kariery i nie poświęca córce uwagi. W dodatku dziewczyna uczy się w gimnazjum prowadzonym przez surowe zakonnice i z trudem nawiązuje przyjaźnie. Nic dziwnego więc, że się buntuje i ubiera na czarno. Jednak kiedy myśli już, że nic dobrego się jej nie przydarzy, spotyka pewną starszą panią, z którą może pogadać od serca. A to dopiero pierwsza duża zmiana w jej życiu...

Marianna ma piętnaście lat i masę problemów na głowie. Jej tata nie żyje, a mama jest na tyle pochłonięta pracą, iż zdaje się córki nie zauważać. W szkole też nie jest za wesoło. Kiedy problemy zaczynają przerastać możliwości nastolatki okazuje się, że obok niej są życzliwi ludzie, którzy nie pozwolą Mariannie zostać samej.

Trzeba przyznać, iż życie Marianny powoli zaczynało przypominać koszmar, a matka zaabsorbowana pracą udawała za wszelką cenę, że nic złego się nie dzieje i wszystko jest pod kontrolą. Była pracoholiczką, ale próbowała nie dopuszczać do siebie tej okrutnej, ale niestety prawdziwej myśli. Ta osoba - Olga - nie wzbudzała sympatii czytelnika. Jednak, co tu kryć, pracoholizm w naszym społeczeństwie jest coraz bardziej powszechny. Agnieszce Tyszce udało się w tej krótkiej powieści uzmysłowić jakże aktualny problem. Po pewnym czasie karty się odwróciły i Olga straciła pracę. Załamana kobieta nie miała nawet ochoty szukać kolejnej. Zmartwiona Marianna mimo wszystko nie traciła nadziei, iż wkrótce będzie lepiej. Pomimo tego raczej smutnego wątku uważam, że książka miała w sobie coś optymistycznego. Dawała nadzieję na lepsze jutro. O tak, to określenie tutaj doskonale pasuje. Ale czy to wystarczy, żeby skraść serce czytelników? Z tym jest pewien problem. Część zapewne uzna tę powieść za zbyt naiwną, druga część być może będzie zachwycona. A ja? Ja jestem gdzieś tak pomiędzy. Zdaję sobie sprawę z tego, że cała historia była pokolorowana, zbyt idealna, ale z drugiej strony... No właśnie, jest ta druga strona, która podpowiada, że było przyjemnie. Co w tym przypadku zrobić? Chyba pozostaje mi tylko przyznać, że mam do autorki ogromny sentyment i kolejny raz miło spędziłam czas przy jej dziele, tak po prostu. Była to taka niezobowiązująca lektura, którą szybko się czytało.

Czy chcę polecić tę książkę? Nie wiem. Jeżeli lubicie takie historie, które dobrze się kończą i jeśli szukacie czegoś, co nadawałoby się na odpoczynek, to "Wyciskacz do łez" zda egzamin. W przeciwnym razie nie do końca. Nie chcę, żeby ktoś mi potem zarzucił, że tak zachwalałam, a była to młodzieżówka jakich wiele. To musi się zwyczajnie podobać. "Wyciskacz do łez" był moim czwartym spotkaniem z twórczością Agnieszki Tyszki. . I chociaż jej książki są nieidealne, mają w sobie coś uroczego. Na pewno nie wszystkich oczaruje, ale zastanówcie się, czy przypadkiem nie macie ochoty sprawdzić, jakie byłyby Wasze odczucia. Zróbcie jak uważacie, decyzję pozostawiam Wam.\






Ocena książki: 7/10

Komentarze

  1. Wygląda na utwór doś szablonowy - problemy osobiste, problemy rodzinne, ale zjawia się ktoś, kto pomoże je rozwiązać... Czyli trzeba mnie zaliczyć do tej grupy, która uzna to za naiwne. Ale dla nastolatków słabo jeszcze obeznanych z realnym życiem będzie to zapewne nie najgorsza lektura.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz