Koń, który mnie wybrał... - Susan Richards

 

Koń, którego chciała uratować Susan Richards, nie dawał się zapędzić do przyczepy. Za to Lay Me Down, była klacz wyścigowa, razem ze swoim źrebięciem wmaszerowała po rampie wprost w życie Susan. Łagodne zwierzę - osłabione z powodu niedożywienia, zapalenia płuc i infekcji oka - przeszło trudną drogę, lecz w przedziwny sposób jego serce pozostało szczodre i otwarte. Najwyraźniej Lay Me Down było pisane trafić na pastwisko Susan i nauczyć ją, jak w pełni cieszyć się życiem pomimo jego niebezpieczeństw.

To opowieść o kobiecie doświadczonej przez życie. Traumatyczne dzieciństwo niewątpliwie wpłynęło na jej dalsze losy, nieco je przewartościowując i kierując niekiedy w tę ciemną stronę, a także pozbawiając pozytywnych emocji, szczęścia, radości, cieszenia się chwilą, a nawet oczyszczenia w postaci łez. Zetknęła się ze śmiercią mamy i rozstaniem z bratem będąc małą, bo zaledwie pięcioletnią dziewczynką. Poznała smak goryczy, oschłości i obojętności ze strony babci i dotyk surowej ręki krewnych, przyglądała się ojcu popadającemu w alkoholizm. Po latach sama delektowała się smakiem i zapachem alkoholu, w nim upatrywała niejako zapomnienia, to on pomagał jej poniekąd przetrwać nieszczęśliwy i pełen zawirowań okres małżeństwa. Jednak pewnego dnia doznała olśnienia, obudziła się z lekkiego upojenia i doszła do wniosku, że zaglądanie do kieliszka w niczym nie pomoże, nie uzdrowi, a wręcz przeciwnie, pociągnie na samo dno. Zrozumiała, że alkohol to wróg. Podjęła wówczas decyzję o nabyciu konia, który miał uleczyć jej serce i duszę pełne bolesnych blizn. To było jej marzenie. I wtedy ujrzała przepiękną klacz - Georgię. Z czasem w jej stajni zjawiły się też konie : Tempo i Hotshot. Wkrótce do stada dołączyła Lay Me Down (wybierając przyczepę kobiety), która otworzyła swą nową opiekunkę na świat, wyzwoliła w niej wszystko to, co przez prawie czterdzieści lat tłamsiła w sobie. Kobieta i klacz - obie z ogromnym bagażem życiowym. Obie zaznały wielu przykrości ze strony, wydawać by się mogło, bliskich im ludzi. Obie zmagały się z niezaleczonymi jeszcze ranami po zadanych ciosach, i tych fizycznych i tych emocjonalnych. Obie zamknięte w sobie. Od razu zapałały do siebie sympatią. Zaprzyjaźniły się. Odnalazły cząstkę siebie w sobie nawzajem. Podobna przeszłość połączyła dojrzałą kobietę i cudowne zwierzę. Obdarzyły się wzajemnym zaufaniem, doskonale się rozumiały i wymieniały przyjazne spojrzenia. Uleczyły wzajemnie swoje dusze, pozostały sobie bliskie. I kiedy zapaliła się w ich sercach lampka dająca nadzieję na szczęśliwe i wspaniałe życie, nagle nadszedł okrutny cios... Musiały podjąć kolejną walkę. Tę najważniejszą - o życie.

To spotkanie kobiety z klaczą pokazało, że przeznaczenie istnieje i nikt przed nim nie umknie. Że życie nie jest dziełem przypadków. Że wszystko to, co miało miejsce, co dzieje się tu i teraz i to co się wydarzy jest zaplanowane, gdzieś zapisane, przesądzone. Że pewne rzeczy po prostu muszą się zdarzyć. Mają w tym ukryty, aczkolwiek konkretny cel, który z czasem staje się oczywisty. Wówczas wszystko się rozjaśnia, zmienia się spojrzenie na otoczenie, na życie, na przyszłość, która wcześniej przybierała smutne barwy, ale z każdym kolejnym krokiem, kolejnym dniem nabiera kolorów pełnych blasku i radości. Oczywiście, nie da się uciec przed przeszłością, nie da się zapomnieć o przykrych i budzących cierpienie sytuacjach, ale można takowe oddzielić grubą kreską i zacząć od nowa. Trzeba otworzyć swe serce i ponownie zaufać. Tak jak bohaterki książki.

To z całą pewnością pasjonująca i porywająca powieść. Chłonęłam ją z zapartym tchem. Niebywale mnie ujęła, rozdarła moją duszę, rozbiła moje serce na milion kawałeczków i wycisnęła mnóstwo łez wolno spływających kilkoma strumieniami po policzkach (zwłaszcza po śmierci Lay Me Down. To historia, która przekazuje wiele cennych wartości, wywołuje swym przesłaniem ogromne wrażenie, wzbudza ogrom emocji, które jeszcze nie zdążyły opaść. Ta opowieść zakorzeniła się we mnie, obudziła dawno skryte na dnie serca uczucia, przywołała ważne i piękne wspomnienia, poruszyła do głębi. Na pewno nie jeden raz do niej powrócę. "Koń, który mnie wybrał" to powieść, która łamie serce i potrzeba czasu, aby ponownie je skleić. Piękna, prawdziwa, poruszająca, emocjonująca, bardzo refleksyjna historia urozmaicona cudownymi fotografiami. Gorąco polecam. 

PS. Przepraszam, za tak długi opis i ewentualny spoiler.







Ocena książki: 10/10

Komentarze

  1. Nie podważam wrażeń i emocji, które książka wywołała. Natomiast nie zgadzam się z wnioskiem wyciągniętym z powieści, że wszystko jest zaplanowane, przesądzone. Gdyby tak było, człowiek byłby całkowicie pozbawiony wpływu na swoje życie, a wszelkie jego starania byłyby bezsensowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardziej chodziło mi o to, że spotkanie się Lay Me Down z Susan nie było przypadkowe, że przez to co Susan przeżyła, Lay Me Down była jej potrzebna. Stąd to zaplanowane, przesądzone, bo Susan nie miała na to wpływu.

      Nie odnosiło się to, do ogólnego życia człowieka, tylko odnośnie książki.

      Usuń

Prześlij komentarz