Ania z Wyspy Księcia Edwarda - Lucy Maud Montgomery

 

Historie Z Zielonego Wzgórza nalezą już do klasyki literatury dziecięcej. Jednak tom Ania z Wyspy Księcia Edwarda rzuca na nie zupełnie nowe światło. W swojej ostatniej książce Lucy Maud Montgomery po raz przybliża znajomy świat Ani Shirley, jej rodziny i przyjaciół, lecz czyni to niespotykany dotąd sposób. To książka o wiele mroczniejsza od ośmiu pierwszych części cyklu. Składające się na nie opowiadania o mieszkańcach Wyspy Księcia Edwarda przeplatane są rozmowami Ani i Gilberta oraz wierszami pisanymi przez panią Blythe (niegdyś pannę Shirley) i jej syna Waltera. W utworach tych atmosfera dziecięcej beztroski łączy się dylematami dorosłego życia.

Ta część jest ostatnim spotkaniem z Anią Blythe, dawniej Anią Shirley z Zielonego Wzgórza. Jest to najbardziej rozbudowany pod względem treści tom, pewnie też dlatego oczekiwałam od tej części zbyt wiele, a na pewno dokończenia pewnych niedopowiedzianych i niedokończonych wątków z poprzednich części, które najpewniej nurtowały Czytelnika do samego końca tej sagi.

Ku mojemu rozczarowaniu, po raz kolejny Czytelnik poznaje historie mieszkańców Glen St. Mary w dominującej mierze, gdzie mieszka Anna ze swoją rodziną w domku nad Złotym Brzegiem. Występują również wcześniej występujące postaci, jak osławiona i wieloletnia gospodyni domu Zuzanna Baker. Gdzieś w tyle autorka powieści wspomina Anię i historie jej dorosłych już dzieci, niemniej, są one tak okrojone, tak ubogie, że aż smutno na duszy. 

Co więcej, w tej części widać ewidentny podział oceny Ani i jej rodziny przez pryzmat przyjaciół i mieszkańców. Jedni w niej dopatrują się ideału, kobiety fantastycznej o wielu talentach i ogromnej empatii, zaś druga grupa podważa w wątpliwość jej idealne i spokojne życie u bezproblemowej i do pozazdroszczenia rodzinie, uznając ją za wścibiającą nos w nieswoje społeczne sprawy.

Jedynymi momentami, w których można cokolwiek jeszcze uszczknąć u mieszkańców Złotego Brzegu, w rodzinie Blythów, są małe rozdziały poświęcone poezji samej Ani, która w przeciągu różnych lat życia pozostawiła po sobie kilka refleksji w formie poetycznej oraz kilka słów rymowanych będącymi przemyśleniami Waltera, najmłodszego i najbardziej wrażliwego z dzieci Ani Blythe.

Jest to jedyna z tych części, która rozprawia o mieszkańcach i przyjaciołach okolicznych miasteczek i wsi, gdzie Ania jest postacią w faktycznym wieku, wydarzenia są aktualne i mają miejsce w czasie Wielkiej Wojny. Ta powieść zamykająca cykl już nie jest taka radosna i beztroska jak poprzednie. Wciąż w ludziach tli się nadzieja na lepsze i spokojne jutro, ale to jutro jest niepewne, wciąż zbiera duże żniwo, a temu towarzyszą obawa o przyszłość, strach o ukochane osoby. Ania Blythe w tej części jest już dojrzałą, wspierającą, kochającą żoną, matką, ale także kobietą doświadczoną, tęskniącą, z bólem w sercu nie do załatania po stracie syna...

Tak bardzo czekałam na dopełnienie i zamknięcie pewnych i oczywistych wątków dla mnie i pewnie dla innych Czytelników także. Bardzo chciałam się dowiedzieć, jak potoczyły się dalsze historie pozostałych dorosłych już dzieci Ani i Gilberta. Co prawda, w powieści pewne niuanse padają... Może to jednak dobrze, że te wątki pozostały w ostatecznym rozrachunku otwarte i pozostawione w wyłączonej sferze wyobraźni Czytelnika? Dzięki temu Czytelnik może dopowiadać sobie, kreować, a nie tęsknić i gdybać, zastanawiając się, co by było, gdyby... inaczej się potoczyło. Najwidoczniej tak miało być. 

Niemniej, postać literacka Ani myślę, że na zawsze w moim sercu pozostanie postacią żywą, która zmieniła moje spojrzenie na samą siebie i miała ogromny wpływ na wewnętrzne, charakterologiczne zmiany.







Ocena książki: 7/10



Komentarze

  1. Kiedyś czytałam nawet fajne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielu pisarzy nie zamyka losów bohaterów, pozostawiając to wyobraźni czytelnika. To chyba dobrze. Aczkolwiek nieraz wolelibyśmy dostać wszystko na tacy. Skrajny przypadek czytelniczki, domagającej się dalszych losów bohaterki, mamy w "Misery", ale wiemy, że nie skończyło się to dla niej dobrze 🙂

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz