Przesunąć horyzont - Martyna Wojciechowska

 

Ta książka to nie tylko historia trudnej wspinaczki na najwyższą górę świata. To opis ekstremalnej podróży w głąb siebie – trwającej dwa miesiące walki Martyny z samą sobą i z nieprzewidzianym górskim żywiołem. Przede wszystkim jednak to opowieść o dziewczynie, która po ciężkim wypadku samochodowym i złamaniu kręgosłupa wyznaczyła sobie cel – zdobycie Mount Everestu.

Nowe - wzbogacone i uaktualnione wydanie.

Dla mnie Everest byłby podwójnym zwycięstwem. Kiedy dziesięć lat temu przechodziłam chemioterapię i dwie operacje, lekarze powiedzieli mi: „Pani Martyno, teraz będzie się pani musiała oszczędzać, żyć ostrożniej”. Kiedy półtora roku temu uległam wypadkowi, lekarze powiedzieli: „Pani Martyno, teraz będzie pani musiała zrezygnować z większości rzeczy, które pani robiła. Góry, motory, narty… teraz musi pani żyć inaczej”. Gdybym zdobyła Everest, to byłoby to dla mnie coś naprawdę wielkiego…

I oto tu jestem.

Martyna Wojciechowska


Książkę Martyny Wojciechowskiej przeczytałam w dwa dni. Dodatki w postaci pięknych zdjęć, opis chorób, które nękają człowieka na tak ekstremalnych wysokościach, plan podróży wraz z aklimatyzacji niewątpliwie są ciekawym dodatkiem. Lektura podobała mi się, Martyna pisze lekko, ale niestety po przeczytaniu ,,Przesunąć horyzont'' czułam niedosyt. Zabrakło mi zagłębienia się w te wszystkie przygotowania do wyprawy, nie tylko organizacyjnie ale również fizycznie, kondycyjnie. Mam wrażenie, że Wojciechowska trochę ,,skacze'' w treści, omija szczegóły, których mi osobiście zabrakło. Mało miejsca poświęciła również chwili, kiedy znalazła się na tym wymarzonym Dachu Świata. Weszła, zeszła. Nie wiem dokładnie czego, ale czegoś mi zabrakło. Tyle było pisania, że droga powrotna jest cięższa, że więcej osób ginie ponieważ są już bardzo zmęczeni, do tego trochę ,,luzują'', że już osiągnęli szczyt, robią się mniej uważni. A tu droga w dół zajęła sekundę.

Jestem świadoma, że nie miało to powstać tomiszcze opisujące każdy krok okupowany zmęczeniem i zimnem, ale jednak... Dla takiego laika w ekstremalnych wspinaczkach górskich, jakim jestem ja, zabrakło po prostu tych smaczków znanych tylko i wyłącznie osobom, dla których taki sport jest pasją.

Po lekturze tej książki jeszcze większą sympatią obdarzyłam Martynę Wojciechowską, ponieważ dla mnie jest konkretną, fajną babką, która nie boi się podejmować wyzwań, łamie stereotypy, zwiedza świat, kocha ludzi. Bardzo szanuję i kibicuję w dalszych planach i realizacji marzeń.

Jednak wkrótce udam się po książkę ,,Wszystko za Everest'', która mam nadzieję, odpowie mi na pytania, które sformułowały się podczas lektury ,,Przesunąć horyznot''.









Ocena książki: 6/10




Komentarze

  1. Książka interesująca, chociaż problemy związane ze wspinaczką w wysokich górach były mi znane z innych książek i reportaży. Podziwiam Martynę za jej niezwykłe wyczyny. Ale zastanawia mnie jedno - czy prawdą jest, że robi to - jak zapewnia - nie dla sławy? Wyprawę opisuje jako jedną wielką mordęgę i ból, w sumie zero przyjemności. Oraz ogromne ryzyko utraty życia. W pewnym momencie pisze, że byłaby usatysfakcjonowana, nawet gdyby musiała się wycofać z wysokości 8 tys. m, ale "dla mediów liczy się tylko wejście na szczyt". Czyli jednak ważne jest, żeby w mediach było o tym głośno? A więc może jednak chodzi o sławę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Owszem interesująca, stąd moja ocena 6/10. Rozumiem, pan bardziej jest zainteresowany tematem wspinaczek górskich. Ja też podziwiam ją i przyznam szczerze, że mnie też trudno uwierzyć, że robi to wszystko nie dla sławy. Ale jak jest naprawdę, to by trzeba było osobiście się jej zapytać. Fakt, a w dodatku bardzo ogólnikowo i nie ma prawie nic opisanego jej szczęścia uczuć po wejściu na szczyt. Tak też myślę, że jednak chodziło o rozgłos i sławę. Także jej zabieg jest dla zmylenia czytelnika, choć nie wszystkich jak widać, zależy jak kto coś interpretuje.

      Usuń
    2. W kwestii braku opisu wrażeń ze zdobycia szczytu i z drogi powrotnej można by Martynę usprawiedliwić w ten sposób, że głównym tematem książki uczyniła pokonywanie trudności, zmaganie się z różnymi przeciwnościami itp., więc pozytywne doznania zeszły na drugi plan. Ale to tylko moje domniemania.

      Usuń
    3. Rozumiem. Więcej wrażeń jest w Nanga Parbat.

      Usuń

Prześlij komentarz