Wyspa na prerii - Wojciech Cejrowski

 

Dotychczas pisałem książki o Indianach z Amazonii – było dziko i egzotycznie. Ta jest o kowbojach z Arizony, i też będzie dziko i egzotycznie. Południe Stanów Zjednoczonych oraz dawny Dziki Zachód są zupełnie inne niż Nowy Jork, Chicago, Floryda czy Kalifornia. Preria zadziwia nawet tych, którzy dobrze znają Amerykę. Gdyby komuś nie mieściło się w głowie, że prowincja największego mocarstwa na świecie wygląda tak, jak ją tu opisałem, niech rzuci okiem na serial telewizyjny „Duck Dynasty” (w Polsce znany jako „Dynastia Kaczorów”) albo... niech potraktuje tę książkę jak zwykłą powieść przygodową.
A gdyby ktoś chciał sprawdzić osobiście, czy jest tak jak tu opisałem, drogę znajdzie łatwo: wystarczy zjechać z autostrady, potem jeszcze raz zjechać, i znów zjechać, i tak do skutku – aż skończy się mapa i wylądujesz na polnej drodze, prowadzącej na jakieś rancho.
Rzecz dzieje się współcześnie, w Arizonie, tuż przy granicy z Meksykiem. Dziki Zachód dawno przestał być dziki, ale mieszkańcy prerii wciąż o tym zapominają. Preria jest trochę dzika, trochę niepiśmienna. Nie jest zacofana! Po prostu poszła w inną stronę niż nasza cywilizacja.
Posłuchajcie...

Konstrukcja tekstu była dla mnie ciekawa; składała się z krótkich historyjek i dygresji, ale wszystko w rejonie prerii. Myślę, że ubarwiał swoje opowieści, żeby książka wzbudzała duże zainteresowanie czytelnicze. Pięknym ubogaceniem "Wyspy na prerii" stały się dobrej jakości fotografie.

Poznałam trochę warunków życia na prerii: fizycznych (zmagania się z siłami natury, żywiołami) i społecznych (zwyczaje obowiązujące w grupie lokalnych mieszkańców, stereotypy). To wszystko było opisane w specyficzny sposób – charakterystyczny dla Wojciecha Cejrowskiego.

"Na prerii wynaleziono setki naprawdę krótkich słówek zastępujących różne częściej używane zwroty i wyrażenia. Zamiast are not, mówi się ain't, gdyż are not wymaga zrobienia "A" oraz "O", czyli szerokiego otwarcia ust na inwazję kurzu. We are not (trzy sylaby, z czego dwie dość szeroko otwarte) wypowiada się na prerii jako wain't, bo wypowiedzenie wain't odbywa się w przeważającej części na wydechu przez nos, a usta można uchylić jedynie minimalnie, praktycznie wcale. (Po czym i tak musisz wypluć kurz, którego ci zdążyło nawiać)".

"W Luizjanie pełno jest groźnej czarnej magii, która nigdy nie służy dobru człowieka, lecz pomiata, oślepia, zniewala, wykorzystuje, niszczy, a ostatecznie zabija. To nie bajki". "To bardzo nieprzyjemna, niebezpieczna, mroczna magia przywieziona przez niewolników z Afryki. Magia ludzi uciśnionych, skierowana na pokonanie wroga, na zaszkodzenie drugiemu, na niszczenie wskazanych osób. Magia polegająca na rzucaniu uroków i przeklinaniu.
Murzyni w Luizjanie mają swoje voodoo i zombie. Biali zajmują się tarotem, nekromancją, okultyzmem i wszelkimi odmianami satanizmu. Jedni i drudzy przyzywają moce, których nie są w stanie kontrolować. (...) demon po to przychodzi, po to daje się wezwać – żeby coś zniszczyć, pożreć, posiąść, opętać. Nawet jeśli mamy do czynienia z eliksirem "miłości", to jego działanie polega na tym, że ktoś został zaślepiony, opętany i zniewolony, po to by ktoś inny mógł posiąść jego ciało".

"O co chodzi z tym spaniem na torach? Dlaczego Autor podaje akurat taki przykład? Na Dzikim Zachodzie torowisko było doskonałym miejscem noclegowym. Zapach kolejowych podkładów impregnowanych smołą odstraszał insekty i węże (!), a ponadto na drewnianych podkładach było zawsze trochę cieplej niż na gołej ziemi. Dlatego w westernach widują Państwo takie sceny, gdy ktoś układa się spać na torowisku z szyną w roli poduszki".

Zacznę od tego, że książkę przeczytałam jednym tchem, a to wiele mówi o tej pozycji. Jest to idealne książka na późne wieczory, kiedy po ciężkim dniu mamy ochotę przenieść się do innego świata. Tym innym światem jest bardzo odległa od nas Arizona, a dokładniej piaszczysta, czerwono-szara preria. To niebezpieczne, pełne pułapek miejsce, okazuje się mieć wiele zalet. Jedną z nich są mieszkający tam ludzie – społeczność, którą autor - Wojciech Cejrowski nazywa „stadem”. Wracając do autora książki – od razu widać, że jest to człowiek, który kocha to co robi i przede wszystkim kocha ten swój mały, trzeszczący domek i to niebieskie krzesło powoli, powoli zjadane przez termita na niezwykłej prerii. 

Ta książka napisana jest z pasją, miłością, humorem, energią, a także ogromną wiedzą. Nie dość, że Pan Cejrowski zabiera nas w odległą podróż, którą możemy przeżywać okryci ciepłym kocem, to dodatkowo częstuje nas wiedzą o Ameryce, o panujących tam obyczajach i tradycjach. 

Polecam tą książkę każdemu, kto ma ochotę oderwać się od codzienności - szarej rzeczywistości i przenieść się na szarą prerię – pełną życia, przygód, niebezpieczeństw i znakomitych ludzi. Sądzę, że każdy po przeczytaniu tej książki, sięgnie po kolejną tego autora. Polecam serdecznie.






Ocena książki: 10/10

Komentarze

  1. Zapewne książka jest dobra i ciekawa - Cejrowski potrafi dobrze pisać. Jednak postać autora i jego okropne poglądy w niektórych sprawach zniechęcają mnie do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat mam pewien sposób na "okropne poglądy w niektórych sprawach" - może pan pomijać te fragmenty 😉 Ja tak robiłam i mnie lektura nie zniechęciła.

      Usuń
  2. Ciekawe... Kiedyś przeczytam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz